Edward Marczewski
Co pewien czas wybuchają dyskusje wokół stosunku starszych i młodszych pracowników nauki. Tak np. w 1960 r. dyskusja taka toczyła się w „Przeglądzie Kulturalnym”. Zaczął ją prof. W. Świętosławski i zakończył artykułem w „Nauce Polskiej” (r. VIII, nr 3 z 1960 r., s, 127–145). Wielką falę dyskusji wzbudził artykuł J. Urbana „Feudałowie i wasale” w „Polityce”.
Sprawa ma zasadnicze znaczenie dla życia naukowego i dlatego Wrocławskie Towarzystwo Naukowe zorganizowało na jej temat dyskusję. Nie jest jej celem polemika wokół szczegółowych przykładów, ale przedyskutowanie zasad. Spróbuję tu sformułować te, które zostały wypracowane przez polską szkołę matematyczną, poczynając od programowego artykułu Zygmunta Janiszewskiego (1918). Obawiam się, że zasady, które przedstawię, wydać się mogą: jedne — żenująco banalne, inne — wątpliwe. Trzeba jednak sformułować te banalne, bo zło płynie najczęściej właśnie z ich przekroczenia. Trzeba sformułować i te, które mogą budzić wątpliwości, by z dyskusji wynikły niezbędne ograniczenia i modyfikacje.
Zasada wstępna: stosunek badaczy do początkujących pracowników naukowych i młodzieży jest decydującym czynnikiem w rozwoju ośrodków naukowych.
Inne czynniki: zgrupowanie utalentowanych badaczy, warunki materialne, trafny dobór tematyki mają wielkie znaczenie, ale wszystkie mogą być zmarnowane, jeśli młodzi pracownicy nie znajdą właściwego klimatu i możliwości rozwoju.
I. Zasada wczesnego startu: wcześnie stawia się przyszłych badaczy przed nierozwiązanymi zagadnieniami. Możliwie wcześnie publikuje się prace początkujących pracowników naukowych.
Podejście do granic poznania, choćby na najmniejszym odcinku, przekroczenie ich, choćby prawie nieznaczne, jest największym przeżyciem dla młodego badacza, a pierwsza publikacja — największą zachętą.
Trzeba tę zasadę stosować z wielką ostrożnością, by nie przeszkadzać w zdobywaniu wiedzy, nie doprowadzić do zmanierowania ani do zniechęcenia, gdy pojawią się trudności po zbyt łatwych sukcesach.
Ale w żadnym wypadku nie można lokować entuzjazmu młodych lat w biernym nabywaniu wiedzy, jeśli chce się wychować żywego i czynnego badacza, a nie zasuszonego pedanta.
II. Zasada wtórnej funkcji stopni naukowych: stopnie naukowe traktuje się jako rezultat, a nie jako cel pracy.
Celem pracy nie są stopnie naukowe, ale przeoranie określonej tematyki, rozstrzygnięcie pewnych zagadnień (zresztą nie zawsze od początku sprecyzowanych). Gdy osiągnięte rezultaty naukowe są na właściwym poziomie, ujmuje się je w rozprawę doktorską lub habilitacyjną.
III. Zasada szkoły naukowej. Tradycyjną relacje: uczeń — mistrz, zastępuje się przez inną: uczeń — szkoła.
Rodowód naukowy większości matematyków polskich jest skomplikowany: nie są uczniami jednego nauczyciela, lecz wielu jednocześnie, często także swoich rówieśników. Duchowe ojcostwo okazuje się podzielne i dostępne także dla bardzo młodych.
Organizacyjnie służy tej metodzie wiązanie się katedr w instytuty, istnienie instytutów ogólnokrajowych, prowadzenie wspólnych seminariów etc.
IV. Zasada ciągłej współpracy. Metodę współpracy stosuje się we wszystkich fazach pracy naukowej.
Współpraca polega na: 1) wspólnym zapoznaniu się z rezultatami obcymi, 2) komunikowaniu sobie nierozstrzygniętych zagadnień 3) dzieleniu się niegotowymi pomysłami, 4) szybkim prezentowaniu osiągniętych rezultatów najbliższym specjalistom, a następnie szerszym kręgom słuchaczy, 5) współdziałaniu w redagowaniu prac do druku.
Współpraca taka — szczególnie ważna dla młodych — zwiększa szansę uzyskania konkretnych rezultatów, wobec bardzo różnego uzdolnienia poszczególnych badaczy do różnych faz pracy: jedni mają więcej inicjatywy naukowej, inni więcej siły twórczej w przełamywaniu trudności, jeszcze inni umiejętności nadawania osiągniętym rezultatom ostatecznej formy.
V. Zasada prawdziwego współautorstwa. Lista formalnych współautorów pracy jest zgodna z listą jej współautorów rzeczywistych. Lista współautorów ułożona jest alfabetycznie.
W polskiej szkole matematycznej nie było prawie odchyleń od tej zasady na niekorzyść uczniów. Natomiast mnóstwo można by zacytować prac młodych matematyków, na których powinny by także figurować nazwiska ich nauczycieli.
Jak dobrze wiadomo, w naukach eksperymentalnych bywają różne zwyczaje w zakresie współautorstwa: sprecyzowanie sprawiedliwych zasad w tym względzie nie jest łatwe. W każdym razie „umieszczenie nazwiska kierownika zespołu w przypadku, gdy nie wniósł on żadnego wkładu do wykonanej pracy, jest niedopuszczalne. Zmniejsza to autorytet kierownika, doprowadza do rozgoryczenia pracowników…” (Świętosławski, op. cit., s. 138). Można by jeszcze dodać, że dewaluuje jego udział jako współautora: nazwisko umieszczone na pracy oznacza wtedy tyle tylko, że jest on kierownikiem zakładu, o czym i tak wszyscy wiedzieli już wcześniej.
Jeśli zakład naukowy uczy samodzielności i stosuje się w nim zasadę prawdziwego współautorstwa, to na liście publikacji, które w tym zakładzie powstały, znajduje się wiele takich, na których kierownik zakładu nie figuruje wśród autorów.
VI. Zasada sprawiedliwego podziału obowiązków. Należy sprawiedliwie dzielić się codziennymi obowiązkami i szanować je.
Trudno tu wskazać normy ogólne, a łatwo wskazać przykłady czy typy jej przekraczania. A więc profesor — przeciążony ponad miarę obowiązkami organizacyjnymi, asystent — nadmiernie wykorzystany w pracy dydaktycznej czy bibliotekarskiej, dlatego, że wykonywa je lepiej i rzetelniej od swoich kolegów. Lub na odwrót: młody człowiek uważający za dyshonor zajęcie się czymkolwiek, co nie jest właściwą pracą badawczą.
VII. Zasada kontaktów zewnętrznych. Młody pracownik nauki musi stykać się z uczonymi z innych ośrodków i poznawać je.
Realizuje się tę zasadę nie tylko przez wyjazdy za granicę, ale także do ośrodków krajowych, przez wymianę prelegentów między ośrodkami, przez dzielenie się kontaktami zagranicznymi.
VIII. Zasada sprawiedliwego awansu. Stopnie i tytuły, nominacje i awanse mają zależeć tylko od kwalifikacji faktycznych. Młody wiek nie powinien być tu przeszkodą, a z żadnych względów ubocznych nie można pomijać warunku właściwych kwalifikacji.
Można podać wiele przykładów z dziejów szkoły matematycznej bardzo wczesnego awansu młodych pracowników nauki. Dobre rezultaty — niemal we wszystkich przypadkach — są niewątpliwe.
Mianowanie profesora o niewystarczających kwalifikacjach, z przyczyn całkowicie ubocznych lub też pod nakazem chwilowych potrzeb, jest groźne nie tylko ze względu na jakość jego własnej pracy, ale też dlatego, że bywa ono przyczyną zahamowań w pracy całego ośrodka, powodem niedopuszczania do niego pracowników mających właściwe kwalifikacje i utrudniania awansu zdolnych uczniów.
IX. Zasada optimum. Zasadniczym wskazaniem jest stworzenie dla młodych pracowników optymalnych warunków rozwoju naukowego.
Kazimierz Kuratowski tak sformułował główne zadanie Instytutu, którym kieruje: żaden talent nie może być zmarnowany. Ten postulat nie może być spełniony w całej pełni, bo zawsze znaleźć się mogą jednostki, które z jakichś przyczyn, np. psychicznych, nie wytrzymują marszu z innymi, ale jednocześnie można ten postulat spełnić z nadmiarem, bo w dobrym klimacie współpracy, w pobudzającej atmosferze twórczości naukowej, nieraz mierni — zdawałoby się — uczniowie rozkwitają w sposób niespodziewany.
Dla dobrego mistrza jest przedmiotem radości i dumy, gdy uczeń zaczyna go przerastać. Hugo Steinhaus mawiał: największym moim odkryciem naukowym był Stefan Banach.
I wreszcie morał końcowy:
X. Zasada wartości moralnych. Elementarne wartości moralne: życzliwość i przyjaźń, lojalność, uczynność, dobroć, mają podstawowe znaczenie dla rozwoju szkoły naukowej.
I na odwrót: wybujałe ambicje, zazdrość, sobkostwo, prywata tworzą hamulce w rozwoju środowiska naukowego i budzą w nim niechęć chyba szybciej niż gdzie indziej.
Można znaleźć nieraz bardzo pesymistyczne oceny panującej pod tym względem sytuacji (por. np. Świętosławski, op.cit., s. 135, w. 21–17 od dołu). Nie podzielam takiego pesymizmu: sytuacja ta jest bardzo rozmaita w różnych ośrodkach i dyscyplinach.
Można by mieć wątpliwości, czy są realne sposoby, by rozszerzyć zdrową moralnie atmosferę. Otóż jestem głęboko przekonany, że stosowanie zasad, które były tu wcześniej sformułowane, służy właśnie do jej propagowania. Zakłady naukowe, jeśli stosuje się w nich opisane metody, nie są nigdy podobne do rządzonych jednoosobowo państewek, w których panuje absolutyzm, a szerzy się nieszczerość i dworactwo.
Mógłbym tu powtórzyć słowa wypowiedziane kiedyś do mojego mistrza: „Sukces Wacława Sierpińskiego, sukces polskiej szkoły matematycznej — jest sukcesem nie tylko naukowym, jest także sukcesem moralnym”.
Komentarz autora
Powyższe rozważania — tylko częściowo związane z tematem konferencji — były opublikowane w „Polityce” (nr 48/300 z XII 1962). Było to zagajenie dyskusji pt. „Mistrzowie i uczniowie”, zorganizowanej przez Wrocławskie Towarzystwo Naukowe 8 XI 1962 r.
Myśli tutaj zawarte były częściowo sformułowane przez autora we wcześniejszych publikacjach, a zwłaszcza w artykule „Uwagi o środowisku naukowym” („Życie Nauki” 1951, nr 4, s. 352–370). W znacznej mierze pochodzą one zresztą od innych autorów, a przede wszystkim z programowego artykułu Zygmunta Janiszewskiego „O potrzebach matematyki w Polsce” (Nauka polska, jej potrzeby, organizacja i rozwój, I, 1918, s. 11–l8). Artykuł ten został niedawno przedrukowany (Roczniki Pol. Tow. Mat., seria II, Wiadomości Matematyczne, VII, 1, 1963, s. 9–18).
Wydaje mi się, że różne spośród sformułowanych dziesięciu zasad wymagają dalszej dyskusji. Warto by, jak sądzę, zebrać informacje, w jakim stopniu są, mogą i powinny być one stosowane w różnych dyscyplinach. W jakim stopniu postępowanie według tych zasad, czy właśnie wbrew nim, Jest wynikiem tradycji, a w Jakim stopniu rezultatem indywidualnych cech kierownika, cech specyficznych dyscypliny naukowej, czy też jakichś czynników zewnętrznych.
Tak np. realizacja „zasady wczesnego startu” inaczej wyglądać musi w takich dziedzinach, jak matematyka i fizyka teoretyczna, zupełnie inaczej w naukach eksperymentalnych, a jeszcze inaczej w naukach historycznych. Są także ideowi jej przeciwnicy, zwolennicy długoletniego terminowania.
„Zasadzie wtórnej funkcji stopni naukowych” przeczy w znacznej mierze instytucja stypendiów doktorskich i habilitacyjnych PAN i Ministerstwa Szkolnictwa Wyższego. Uzyskanie stypendium naukowego przez młodego pracownika jest praktycznie możliwe tylko wtedy, gdy jest to praca „na stopień”.
Zasadę „szkoły naukowej” negują niektórzy profesorowie, głosząc pogląd, że „można mieć tylko jednego ojca”, że zatem młody pracownik naukowy powinien każdą pracę wykonywać pod kierownictwem jednego starszego pracownika, nie kontaktując się z innymi.
Bywa też negowana „zasada ciągłej współpracy naukowej” przez tych, którzy sądzą, że dzielenie się niegotowymi pomysłami stwarza uprzywilejowaną sytuację dla najzdolniejszych, jako że mogliby oni realizować pomysły mniej zdolnych pracowników wcześniej od autorów.
„Zasada kontaktów naukowych” nie jest na ogół negowana teoretycznie, ale bardzo słabo realizowana w praktyce, skoro dotąd staże krajowe młodych pracowników naukowych w innych ośrodkach są zjawiskiem rzadkim i trudnym do urzeczywistnienia.
„Zasada prawdziwego współautorstwa” dotyczy wciąż aktualnego i drażliwego zagadnienia tzw. „dopisywania się” do publikacji nieraz już nie tylko kierownika zakładu, ale czasem wszystkich osób, którym realizator danej pracy naukowej pośrednio czy bezpośrednio podlega. Mimo wszystko odnoszę wrażenie, że od czasu postawienia zagadnienia pod dyskusję publiczną w 1962 r. nastąpiła pod tym względem pewna poprawa. Stwierdzenie, jaki jest pod tym względem stan faktyczny w różnych dyscyplinach naukowych w kraju i za granicą, zarejestrowanie, jakie w tej sprawie głosi się poglądy, a jaka jest praktyka, wydają mi się ważne. Mam przekonanie, że przedstawienie istniejącego w tym zakresie stanu rzeczy i jego znaczenia dla atmosfery i rezultatów prac badawczych mogłoby wpłynąć na poważną poprawę sytuacji.
Powyższy teks dostępny jest również w czasopiśmie Pryzmat nr 173/174 z roku 2003/2014 (str. 10–11)