No, może niedokładnie 50 lat (bo pracę rozpoczął w maju 1967 r.) ale niewiele brakuje. A dziś odbyła się miła uroczystość gdyż, po przejściu na emeryturę kilka lat wcześniej, kończy on sformalizowaną współpracę z Katedrą.
Był tort, były laudacje
były wspomnienia, oklaski i rozmowy przy kawie i ciasteczkach. (A filmik najlepiej oglądać w osobnym okienku.)
Pan Jan Orłowski był jedną z tych niezbyt wielu dziś występujących osób, która nie tylko potrafiła WSZYSTKO (no dobra, prawie wszystko), ale gotowa była wszystkim nieść pomoc: czy to w sklejeniu czegoś co popękało czy w zrobieniu absolutnie niemożliwego do wykonania detalu/urządzenia potrzebnego do przeprowadzenia eksperymentu albo w przerobieniu przedmiotu codziennego użytku w pełnokrwisty przyrząd badawczy. Przejmował się i traktował jako swoje wszystkie nasze problemy.
Obawiam się, że będzie teraz nam trudniej bez Niego.