Biała księga innowacji

Na stronach Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego opublikowano „Białą księgę innowacji”. Warto się z nią zapoznać, ale warto też przeczytać parę uwag na jej temat wygłoszonych przez Hazelharda (wspominałem już o nim).

Nie są to uwagi entuzjastyczne. Raczej dość krytyczne. Autor zwraca uwagę na kilka zasadniczych kwestii (pominiętej w BKI):

  1. Finan­so­wa­nie labo­ra­to­rium mają­cego kon­ku­ro­wać z Niem­cami, czy Koreą Płd., musi być na pozio­mie tych kra­jów.
  2. Pre­zesi wiel­kich spółek skarbu pań­stwa muszą mieć olbrzy­mią wie­dzę z zakresu nowych tech­no­lo­gii i wizję ich zaim­ple­men­to­wa­nia w pol­skich cze­bo­lach.
  3. Naukowcy muszą mieć olbrzymi entu­zjazm, aby rzu­cić wygodne posady aka­de­mic­kie i zająć się nie­zwy­kle ryzy­kowną i stre­su­jącą dzia­łal­no­ścią zakła­da­nia i roz­wi­ja­nia firmy spin-off.
  4. Naukowcy pol­scy muszą osią­gnąć poziom kon­ku­ren­tów z USA, Japo­nii, i innych kra­jów o wyso­kim pozio­mie tech­no­lo­gicz­nym.
  5. Dla nowych inno­wa­cyj­nych pro­duk­tów muszą powstać nowe rynki.

Choć cytat przypisywany Gomułce nie napawa optymizmem: Gdy­by­śmy mieli bla­chę, mogli­by­śmy pro­du­ko­wać kon­serwy, ale nie mamy mięsa.