Bardzo, bardzo dawno temu (a tak dawno, że właściwie ani nie pamiętam kiedy, ani gdzie, ani nie mam pewności czy to się wydarzyło) wyraziłem opinię, że Internet daje wszystkim niespotykaną możliwość „zaprezentowania się”.
Zaprezentowania się w tym sensie, że każdy będzie mógł — jeżeli tylko zechce — zaprezentować swoje myśli, poglądy, emocje szerokiemu gronu odbiorców.
W wieku XX, kiedy wyrażałem te myśli, było to trudne o tyle, że zawsze gdzieś trzeba było przekonać do swojego pomysłu jakiegoś „wydawcę”. Ten zaś myślał głównie w kategoriach swoich zysków. Czasami (wcześniej) nakładała się na to jeszcze cenzura.
Internet i technologia WWW (World Wide Web) dawała już wtedy (w latach 90tych) każdemu szansę „zaistnienia”. Niestety konieczność uczenia się trudnej sztuki tworzenia stron WWW stanowiła pewną przeszkodę.
Dziś, kilka ładnych lat później, jest już łatwiej. Owocuje to w bardzo różny sposób: od milionów blogów aż po tysiące remiksów stanowiących swoistą formę ekspresji poglądów.
Ostatnio znalazłem znacznie lepiej wypowiedziane podobne idee. Zrobił to Lawrence Lessig na konferencji Linuxworld 2006 w San Francisco. Warto ściągnąć 95 Mega i przez godzinę (i pięć minut) obejrzeć fascynującą co do formy i treści prezentację…
O Lessigu i jego książce Wolna Kultura wspominałem wcześniej na zakładowym seminarium. Muszę przyznać, że każda informacja na temat obowiązującego w Stanach prawa (autorskiego), DMCA oraz stosowanej praktyki (prawnej) każe mi liberalniej patrzeć na wszystkich użytkowników sieci P2P.
Wielkie korporacje wymyślają cały czas najróżniejsze sposoby utrudniania życia ludziom korzystającym z dzieł w wersji cyfrowej, kiedy to każde użycie związane jest ze sporządzeniem kopii.
Pojawiły się pomysły sprzedaży książek „na strony” albo „na rozdziały” (płacisz tylko za tyle, ile przeczytasz; jak książka ci sie nie podoba — nie ponosisz już większych kosztów).
Taką sytuację Lessig określił jak „Read only culture” (kultura tylko do odczytu): sugerując, że rola „zwykłego użytkownika” sprowadza się jedynie do konsumpcji (i — oczywiście — ponoszenia opłat).
Burzliwy rozwój Internetu stworzył sytuację nową: powstają szanse, żeby poza dotychczasowymi kanałami dystrybucji i poza kontrolą ich wydawców‘docierać do istotnych grup odbiorców. Każdy Autor sam może decydować co wydaje, do jakich odbiorców kieruje swoją twórczość oraz na jakich warunkach ją rozpowszechnia.
Serwisy takie jak YouTube czy flickr odnoszą ogromne sukcesy.
Czy rzeczywiście coś się zmieni?