Strona w Internecie to nie dokument…

Jak zwykle urlop (poza Wrocławiem) jest (jak dla mnie) pretekstem do nadrabiania zaległości w: spacerach oraz lekturze gazet lub czasopism oraz książek.

O książkach nie będzie – nie potrafię napisać recenzji!

O spacerach… Nie ma o czym.

Zostały zatem gazety.

W Rzeczypospolitej z 23 sierpnia wyczytałem o pewnym przetargu, w którym została odrzucona pewna oferta na tej to podstawie, ze była niezgodna z opisem towaru na stronach internetowych (czyli WWW) firmy.

Argumentacja arbitrów idzie torem takiego rozumowania: „Dane umieszczone na stronach internetowych mogą co najwyżej pełnić funkcje ogólnej informacji. Z pewnością nie można ich uważać za dokument ani zindywidualizowana ofertę wykonawcy.” Arbiter zwrócił też uwagę, że informacje z Internetu mogą być nieaktualne…

Z tym ostatnim można się zgodzić w zupełności: informacje z Internetu zazwyczaj są nieaktualne.

Czasami producent (dystrybutor) zabezpiecza się klauzulą typu: „Niniejszy/a … nie stanowi oferty handlowej w świetle przepisów kodeksu cywilnego” albo że „podane parametry mogą ulec zmianie”.

Niby tak. Ostatnia klauzula (o zmianie parametrów) ma swój sens zwłaszcza w przypadku materiałów drukowanych: druk nowych folderów czy ulotek jest i czasochłonny i kosztowny. Ale w przypadku materiałów elektronicznych? Nie powinno być wątpliwości: nieaktualne dokumenty elektroniczne to żaden powód do chwały zwłaszcza dla firmy z szeroko rozumianego sektora IT (a tego dotyczył przetarg). Dla mnie nieaktualność danych dyskwalifikuje firmę informatyczna…

Z drugiej strony na sprawę patrząc obowiązują u nas przepisy nakazujące rożnym instytucjom publicznym tworzenie BIPów. Maja one zawierać rożne informacje na temat podstaw funkcjonowania instytucji. Ciekawe, czy rozumowanie arbitrów Urzędu Zamówień Publicznych można przenieść I na BIPy? Pozwoli to na umieszczanie tam czegokolwiek i uczyni je bezużytecznymi.

Koniec świata…

Oglądanie stron WWW (nawet bardzo szacownych instytucji) może czasami przyprawić o dosyć dziwne doznania.

Otóż na stronach Ministerstwa Naukii i Informatyzacji umieszczone jest „kalendarium” gdzie pojawiają się informacje o różnych ważnych wydarzeniach z historii nauki i techniki. Zaglądając tam 6 września (2005), około godziny 9 napotkałem na intrygującą informację, z której wynika że 5765 lat temu, 6 września 3761 p.n.e. powstał świat…

mniisnap

Jak to w Polsce: Autentyk z Dworca Centralnego

Ponoć autentyczne (na odpowiedzialność Irka 🙂

Miejsce akcji:
Dworzec Centralny w Warszawie w kasach MIĘDZYNARODOWYCH.
Bohaterowie:
Kasjerki 1, 2; turystka i jej maż (oboje „z Ameryki”), jakiś facet za nimi.

Podchodzi turystka do kasy.
– Hello, when does the next train to Moscow leave?
Kasjerka 1: – Słucham?
– When does the next train to Moscow leave?
– Proszę głosniej bo nie rozumiem.
– Excuse me?
– A, pani Angielka… Zośka, zawołaj Krysię,ona chyba zna angielski….
(przypominamy: kasa MIEDZYNARODOWA).
Zośka: – Nie ma Krysi, poszła na papierosa.
– No to Baśka, ona chyba po niemiecku zna…
– Dzisiaj nie pracuje.
– No to chodź tu sama, bo nie rozumiem co klientka chce…
– Dobra, idę.
Zoska: – Słucham?
Turystka: – One ticket to Moscow, please.
– Do Moskwy? Da, pożałujsta. A w kotoryj czas?
– Excuse me?
– Nu davajte, sleduszcij pojezd idet v vosiem czasov. Hotite biliet pokupit?
Turystka do męża: oh my god. I dont understand her…
Jakis facet za nimi: – Excuse me. Could I help you with this?
– Yes, please, thank you.
Facet: – Przepraszam, o której najbliższy pociag Moskwy?
– A pan co chciał? Kolejka jest!