Serowiec…

Już mamy piąty tydzień nowego, 2008/2009, roku akademickiego. Tym razem przychodzi mi pracować w tak zwanym „serowcu” (zwanym też dziurawcem) czyli budynku C-13 wyposażonym (z jednej strony) w sporo dziurek w ścianie.

Gdy przed laty odwiedzałem jakiś (niemiecki) Uniwersytet dostałem pakiet materiałów informacyjnych, gdzie, oprócz dokładnych informacji na temat studentów (co do sztuki, według stanu na dzień…) znajdowała się informacja o liczbie sal wykładowych o więcej niż 100 miejscach. (Tak na marginesie, materiały informacyjne zawierają też dokładną informację o ilości zużytej energii, kosztach ogrzewania czy podstawowe informacje na temat finansów uczelni.)

Jak się wydaje, budowa Centrum Studenckiego (budynek C-13) miała jako jeden z celów zwiększenie liczby dużych sal wykładowych. I w takich salach mam przyjemność właśnie pracować.

Dobrze, że powstały.

Dobrze, że prawie wszędzie jest dostęp do internetu (bezprzewodowego). Ale to prawie robi różnice: nie w każdej sali można na to liczyć…

Sale wyposażone są w komputer, rzutnik, ekran, aparaturę audiowizualną. Miło, że sterowanie jest ujednolicone, ale nie rozumiem czemu projektory są różne (o różnej rozdzielczości, na przykład).

Niestety parę rzeczy nie zadziałało. Gdy mam dwa wykłady, jeden za drugim — muszę zmieniać salę. I jak widzę również inni wykładowcy znaczną część przerwy spędzają na wyłączaniu aparatury, zamykaniu sali i przekazywaniu kluczy, O ile prościej byłoby prowadzić zajęcia w jednej sali?

Projektory wymagają przeprowadzania przeglądów (filtr co 100 godzin, żarówka…). Ktoś powinien robić te przeglądy, zerować odpowiednie liczniki i utrzymywać sprzęt w dobrym stanie. Teraz sytuacja jest taka, że po włączeniu projektor wyświetla na przykłąd informację, że trzeba wyczyścić filtr, a po jakimś czasie się wyłącza. Nie sposób w takich warunkach prowadzić zajęć. A najgorsze jest to, że po zgłoszeniu problemu, w kolejnym tygodniu jest dokładnie tak samo: okazuje się, że wcale tych przeglądów nie trzeba robić.

Szczególnie nieprzyjemny był jakoś tak drugi tydzień, gdy prawie wszystko przestawało działać (na przykład nie dało się podeść ekranu, projektor nie działał, ale zajęcia trzeba było poprowadzić (korzystając ze skrawka tablicy i machania rękami).

Nawet tak banalna sprawa jak toalety, jest problemem logistycznym przekraczającym możliwości organizacyjne uczelni, która w różnych rankingach utrzymuje się w pierwszej piątce uczelni polskich. Jak już chciałem umyć ręce ubabrane kredą, na cztery umywalki „działały” (miały wodę) dwie. W związku z tym te dwie suche miały mydło, a pozostałe dwie — nie. Na dwie suszarki do rąk działała jedna, umiejscowiona w taki sposób, że osoba korzystająca z niej skutecznie blokowała przejście do dalszych pomieszczeń: drzwi nie dało się otworzyć. Ale mówiąc szczerze każda sala ma zaplecze z umywalką.

Koledzy mówią mi, że nie powinienem narzekać, bo teraz jest chłodno. Latem w wielu pomieszczeniach jest tak gorąco, że wytrzymać nie można.