Dziwne listy elektroniczne

Niedawno mieliśmy przejściowe kłopoty z pocztą elektroniczną. Na całe szczęście sytuacja się unormowała.

W najbliższym czasie rozpocznie się „wymiana” oprogramowania antywirusowego (Politechnika zakupiła nowe oprogramowanie).

Może się zdarzyć, że dostaniecie Państwo bardzo dziwny list elektroniczny ( tym dalej) proszący o podanie swoich danych (logim, hasło, numer telefonu,…)

Nie róbcie tego!

Dostałem właśnie list, który (trochę) wygląda jak list od administratora poczty elektronicznej Uniwersytetu Wrocławskiego.

Temat listu jest po angielsku: Upgrade Your UNI.WROC E-Mail.

Treść listu jest po polsku, choć — jako to widać — została przetłumaczona automatycznie z angielskiego na polski i wygląda jakoś tak:

Szanowni Państwo konta użytkownika,

Twoje konto e-mail musi być uaktualniony do nowej F-Secure
R-anti-virus/anti-spam HTK4S 2009 wersja.

Wszystko co musisz zrobić, to odpowiedzieć kliknąć i
wypełnić kolumny poniżej, a następnie kliknij przycisk
Wyślij; z internetowego Team będzie rozszerzyć swoje konto.
Niezastosowanie się do tego, twoje konto zostanie czasowo zawieszony
z naszych usług.

ID użytkownika:
Hasło:
Numer telefonu:

Dziękuję za współpracę!

uni.wroc.pl Web-administrator
www.uni.wroc.pl

Nikt rozsądny na taki list nie odpowiada i śmieje się z wybornego konceptu.

Kilka tygodni temu dostałem podobny list, ale dotyczący poczty Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Kontaktowałem się w tej sprawie z administratorami poczty AGH i uzyskałem informację, że, niestety, zdarza się (nadzwyczaj często), że pracownicy odpowiadają na takie listy podając rzeczywiste dane.

Poczta (elektroniczna), poczta i po poczcie…

Internet na świecie rozwijał się w sposób absolutnie nieuporządkowany i zupełnie zdecentralizowany.

Z różnych względów nie dane nam było brać w tym procesie (do roku 1990) udziału. Po włączeniu Polski do światowej sieci, bardzo podobne procesy jak na świecie mogliśmy obserwować i u nas.

Podobnie było z siecią komputerową Politechniki Wrocławskiej — rozwijała się ona w sposób absolutnie zdecentralizowany. Byliśmy jednym z pierwszych instytutów podłączonych do Internetu. Pierwotnie do przesyłania danych wykorzystywaliśmy modem zapewniający szybkość 2400 bitów na sekundę. Wszystko to zawdzięczamy prof. Kasprzakowi, który chciał utrzymywać kontakt elektroniczny ze swoimi kolegami za oceanem i mobilizował nas do działania. Zrealizowaliśmy odpowiednie połączenie i byliśmy jednymi z pierwszych (po Centrum Obliczeniowym, Wydziale Elektroniki, Wydziale Chemii, i Wydziale Informatyki Uniwersytetu Wrocławskiego; choć ten ostatni zadeklarował chęć wcześniej niż my, ale podłączył się później).

Od tej chwili wszystko co działo się w Internecie odbywało się na naszych oczach i braliśmy w tym aktywny udział (na przykład nasz instytutowy serwer WWW został uruchomiony przed rokiem 1994 — ze wstydem przyznaję, że już nie pamiętam kiedy to było, ale jak sprawdzałem to kiedyś, najstarsze pliki pochodziły z roku 1994, serwer powstał na pewno znacznie wcześniej).

Swojego czasu (dzięki płytom CD z oprogramowaniem public domain, które udało się zdobyć) byliśmy istotnym i cenionym dostawcą zawartości — obciążone łącza ze Stanami Zjednoczonymi były „wolniejsze” niż nasze 2400 bitów na sekundę.

Pierwszy serwer WWW uruchomiono w CERN w roku 1991, szacuje się, że w roku 1993 działało 50 serwerów WWW na świecie.

Dopiero w roku 2003 Politechnika Wrocławska zdecydowała się na ujednolicenie systemu poczty elektronicznej. Uważałem zawsze, że jest to bardzo dobre rozwiązanie. Z drugiej strony centralizacja usług poczty elektronicznej zdejmuje z różnego rodzaju „samozwańczych administratorów” obowiązki zajmowania się takim systemem (i związane z tym obowiązki dokształcania się i utrzymywania kompetencji na odpowiednim poziomie). Nie chcąc tracić kontaktu z technologią — zaproponowałem własne rozwiązania (za co dziś przepraszam).

W sześć lat po podjęciu decyzji o stworzeniu jednolitego systemu poczty elektronicznej, Władze Uczelni zdecydowały, żeby ostatecznie zlikwidować ostatnie nie objęte centralną kontrolą i zarządzaniem serwery pocztowe. Jest to, być może, decyzja słuszna (i dla mnie osobiście bardzo wygodna: zwalnia mnie z obowiązków nadążania za rozwojem technologii internetowych).

Podobnie jest z serwisami WWW. Nasz na pewno nie jest doskonały, ale — z przykrością to przyznaję — nie starcza mi czasu żeby rozwijać go nieustannie i dostarczać ciągle nowych informacji. Zapewne Politechnika Wrocławska kiedyś dojrzeje do tego żeby ujednolicić wygląd swoich stron WWW i być może zakupi odpowiednie oprogramowanie (albo zleci komuś jego wykonanie), a ja zostanę zwolniony nie tylko z obowiązku utrzymywania tego w ruchu, ale także dbania o jakieś aktualne informacje pojawiające się na stronie głównej.

Oczywiście można na to wszystko patrzeć i z innej strony — każda centralizacja zabijająca lokalne inicjatywy jest szkodliwa… Zawsze można jednak powiedzieć, że korzyści wynikające z centralizacji przeważają (i, prawdę mówiąc w takim świecie przeżyłem większość swojego życia, więc to rozumiem).

Przepraszam wszystkich za niedogodności, ale nie mam sił walczyć o drobiazgi: jest całkiem sporo innych rzeczy, którymi trzeba i warto się zająć.

Psy szczekają karawana idzie dalej?

W ostatnich dniach na stronie głównej Politechniki Wrocławskiej pojawiła się cała seria sprostowań, polemik i oświadczeń. Oczywiście, bardzo dobrze, że potrafimy reagować na wszystkie te fakty (prasowe) które są nieprawdziwe, tendencyjne lub wynikają z barku (lub złego) poinformowania piszących.

Czasami jednak zastanawiam się czy w tych zmaganiach mamy jakąkolwiek szansę? Znacznie łatwiej posługiwać się półprawdami, przypuszczeniami, niezweryfikowanymi pogłoskami. Na tej zasadzie działa całkiem sporo „środków masowego przekazu”, blogów (i anonimowych komentarzy pod nimi) czy wreszcie forów internetowych. Nie da się skutecznie zareagować na każdy taki głos.

Z drugiej strony, podstawowa zasada marketingowa mówi: nie ważna jak mówią — dobrze czy źle — ważne żeby mówili.

Skoro mówią źle — to znaczy że im przeszkadzamy: możemy usunąć się (i wówczas będziemy mieli spokój), albo robić swoje. Skoro już mamy negatywne publicity, powinniśmy zadbać o pozytywy. I znowu, nie sądzę, że da się zmusić świat by mówił o nas dobrze. Można powoli faktami do tego go przekonywać.

Czemu tak mało na naszych stronach głównych pozytywnych informacji o osiągnięciach pracowników i studentów, inicjatywach, zdobytych grantach, nagrodzonych osobach, cyklach ważnych publikacji, wykładowcach zaproszonych na gościnne wykłady, ważnych gościach, którzy chcą tu przyjeżdżać i uczyć studentów…?

Czemu tak mało powszechnej i publicznej dyskusji na temat codziennych bolączek i głównych celów Politechniki Wrocławskiej?

Czemu oprócz przesympatyczno-plotkarskiego eBIPa nie ma nic co by pokazywało najnowsze trendy w nauce i technologii? Czegoś takiego jak Technology Review wydawane przez MIT (ale oczywiście dopasowane skalą do naszych możliwości)? Czegoś co pozwoliłoby widzieć nasze wysiłki i osiągnięcia na szerszym tle?

Nie tylko nie dyskutujemy na temat „Open Access” ale i nie umieszczamy zbyt wiele naszych prac w Dolnośląskiej Bibliotece Cyfrowej. Nie tylko nie próbujemy wygenerować czegoś podobnego do Open Courseware ale nie mamy też dostępnych on-line porządnych i jednolitych sylabusów czy programów kursów, które prowadzimy.

Nie potrafimy się reklamować. Jedna z polemik prezentowanych na stronie głównej dotyczy kwestii związanych z budową Geo-Centrum. Przeszukałem z pomocą Google strony Politechniki w poszukiwaniu jakichkolwiek informacji na ten temat. Na stronach Politechniki nie ma praktycznie nic! Jeden odsyłacz do stron zewnętrznych zawierających wizualizację… „Nierzetelny” dziennikarz dostał materiały. A wszyscy inni? Ich to nie dotyczy.

Po co szczekamy?