Najpierw dwa cytaty z eBIPu: Relacje studenci-dziekanaty (nr. 102 z 14.03.2005) oraz List do redakcji w sprawie tekstu "SKARGA NA DZIEKANAT" (nr 103 z 15.03.2005). Chyba trzeba to przeczytać i przemyśleć.
Na gorąco kilka uwag:
- eBIP jest czytany! A, prawdę mówiąc, byłem (tak ze 100 numerów wcześniej) dosyć sceptyczny.
- Analiza wypowiedzi studentów z długiego dosyć wątku (przywołanego w pierwszym cytacie) pozwala zauważyć, że z ust studentów padają też miłe słowa pod adresem Diekanatów i pracujących tam Pań.
- I chyba wszyscy sobie zdają sprawę, że w trakcie studiów Panie z Dziekanatu rzeczywiście mają więcej władzy niż Rektor.
- A z mojego – doktorskiego – punktu widzenia studenci potrafia być straszni (w bardzo róznym sensie). Ale ja "rozpoznaję lokomotywę tylko dwa na trzy razy".
- Internet to jednak specyficzne medium – trudno dosyć uzyskać bardzo wielkie audytorium, ale bardzo łatwo szeroki wybór autorów bardzo różnych wypowiedzi (piszący te słowa jest dobrym tego przykładem :-). Taka sytuacja sprzyja szybkim i nie zawsze przemyślanym oraz bardzo emocjonalnym wypowiedziom. Potęguje to poczucie anonimowosci (oraz, zapewne i to, że fora na których wypowiadają się studenci sa rzadko odwiedzane przez pracowników Uczelni).
- Ciagle i wszędzie istnieje problem tak zwanej grzeczności (cokolwiek to słowo oznacza). Fakt, że język codzienny bardzo się wulgaryzuje jest, oczywiście, problemem realnym (a dżentelmeni o faktach nie dyskutują). Rektor świeci co prawda przykładem próbując zaszczepić ponownie w naszym środowisku łacinę (tę klasyczną!), ale nie wszyscy dają radę i nadrabiają stosując tę kuchenną. Dotyczy to – obawiam się – obu stron barykady.
- Na koniec wreszczcie – jedna z moich znajomych (która kiedyś pracowała w administracji jednej z wrocławskich uczelni wyższych) podsumowała moje dywagacje na ten temat w sposób następujący: "Ile razy jakiś urzędnik potraktuje mnie niegrzecznie, tyle razy sobie mówię, że jest to kara za to jak traktowałam jednego pana, którego bardzo nie lubiłam…". Obie strony powinny sobie zdawać sprawę, że coś jest na rzeczy…
A jak sobie zaczynam przypominać swoje studenckie czasy (na Wydziale Elektroniki, tak ze 30 lat temu) to dochodzę do wniosku, że moje kontakty z Dziekanatem były mocno sporadyczne. I, właściwie, nie wspominam ich wcale – tak jakby Dziekanat nie istniał… I nie wiem czy to dobrze, czy żle.