Recykling

Kupiłem sobie tusz do drukarki. Nie ma się czym chwalić, ale…

Po raz pierwszy dokładnie obejrzałem zawartość pudełeczka z tuszem: w malutkim zafoliowanym pakieciku (który do tej pory wyrzucałem) znalazłem oprócz instrukcji wymiany tuszu niewielką kopertę.

Przesyłka priorytetowa, opłacona, zaadresowana gdzieś do Francji z napisem (w kilku językach, w tym po polsku), że ani koperta ani jej zawartość nie mają żadnej wartości handlowej. Zawiera rysunkową instrukcję, żeby włożyć do niej zużyty kartridż zakleić i wrzucić do skrzynki pocztowej.

No, taki program recyklingu. Dużo się u nas mówi na ten temat, a — kilka lat temu — w naszym Instytucie mieliśmy nawet Centrum Doskonałości Recyklingu Materiałów.

Jednak po dokładniejszym obejrzeniu koperty drobnym druczkiem przeczytałem: „tylko do przesyłek z następujących krajów: A, B, CH, D, DK, F, FIN, GB, IRL, L, N, NL, S”. Zatem nie dotyczy to Polski. Sprawdziłem dodatkowo na stronie Producenta: „Program ten nie obejmuje zwrotu atramentowych wkładów drukujących oraz zwrotów gwarancyjnych”.

No — takie „kształcenie postaw przyjaznych środowisku”. A tak przy okazji na korytarzach ETHZ znaleźć można „kosze na śmieci” takie jak na załączonym obrazku. To też jest kształcenie. Pytanie, która metoda jest bardziej skuteczna.

slide_20070307-103851

Rozwój

najnowszym Pryzmacie (strona 25) wywiad z Panią (Pro)Rektor prof. Moniką Hardygórą. Generalnie na temat Planu Rozwoju Politechniki Wrocławskiej na lata 2007-2013.

Swoją drogą ciekawe jak to jest: informacja o Planie rozwoju w Pryzmacie się ukazała, jest zapowiedź, że zostanie wydrukowany, że pojawi się na stronach internetowych Politechniki Wrocławskiej (obok Statutu), ale tam ciągle (gdy to piszę) wiszą „Elementy Strategii Rozwoju Politechniki Wrocławskiej 2005 r.”. Czyli nie ma. Tajne.

Tak, czy inaczej poruszył mnie fragment na temat tego czym chce się zajmować (jeżeli chodzi o dydaktykę) Politechnika Wrocławska. Dosyć intrygująco brzmi zapowiedź, że chciałaby się zajmować studiami doktoranckimi na większa skalę. Ale jakoś nie ma frekwencji (i ogólna informacja ze trzeba zdobywać środki — więc pewno kwestia wysokości stypendiów stanowi jakiś problem…).

W każdym razie jak mogę obserwować „kariery” młodszych kolegów (na i po studiach doktoranckich) to, rzeczywiście nie mają łatwo. Jak dorobią się rodziny to zaczynają się rozglądać za pracą (a jak już ją znajdą) to po pierwsze absorbuje ich mocno, po drugie jest, na ogół, poza sektorem B&R, więc pracodawcy ten doktorat nie jest tak bardzo potrzebny). A jak komuś uda sie w miarę terminowo doktorat obronić to ani o etat naukowy nie jest łatwo (zwłaszcza na Alma Mater) a jak już go zdobędzie to zostać adiunktem wcale nie jest łatwo…

Ale to co mnie zaciekawiło najbardziej to poniższy fragment dotyczący studiów indywidualnych:

Pani Profesor, a co oznaczać będzie w praktyce zapis: „Rozwój systemu indywidualnego kształcenia studentów”?

Rozumiemy to tak – coraz więcej studentów decyduje się na indywidualną ścieżkę kształcenia, wybierając np. rok czy dwa studiów za granicą. Dochodzą do tego programy podwójnego dyplomowania. I to są w zasadzie te indywidualne studia, w dużej części dla zdolniejszych.

Natomiast trzeba nastawić się na wspieranie studentów, zwłaszcza starszych roczników, w rozwoju poprzez ich szeroki udział w badaniach, prowadzonych przez nasze zespoły naukowe. Natomiast młodszych studentów trzeba zachęcić do różnych prac na rzecz uczelni. Stoimy na stanowisku, że student zamiast dorabiać sobie w różnych miejscach – w barach, supermarketach – może przecież zarobić na uczelni, równocześnie cały czas się czegoś ucząc. Jest masa rzeczy, przy których studenci mogą pomóc – w promocji, w organizacji konferencji, przy rekrutacji. Jestem przekonana, że w każdym dziale praca studentów będzie cenna i oczywiście odpowiednio wynagradzana.

Nie wszystko do końca rozumiem, ale mam nadzieję, że nie skończy się na tym, że studenciu będą musieli rejestrować u Dziekana wszystkie przypadki zatrudnienia się gdzieś poza Politechniką, a ujawniony fakt takiego zatrudnienia nie będzie miał wpływu na przebieg toku ich studiów…

Klasówka

No to zrobiłem klasówkę. Strony na których umieściłem materiały z wykładu cieszyły się od początku roku umiarkowanym powodzeniem, ale w godzinach (bardziej niż dniach) poprzedzających klasówkę wyraźnie zyskały na znaczeniu…

Zrzut ekranu z 2014-10-19 12:47:04

Pytania dałem dosyć proste, licząc, że chociaż proces oceny uda się przejść w spokojny sposób. W zasadzie każdy zestaw pytań był inny, ale… właściwie były jednakowe. Na następny raz musze jednak pomyśleć o lepszym potasowaniu kart z zadaniami, aby prawdopodobieństwo wystąpienia koło siebie podobnych zadań było mniejsze.

Zaczynam to przeglądać, i ciągle dochodzę d wniosku, że studentów nie rozumiem.

  • To że uznali przedmiot za nieważny mogę jakoś ścierpieć. Jak się wydaje traktują tak praktycznie wszystko (czy bardzo dużo z tego co szkoła (uczelnie) im serwuje.
  • Gorsze jest to, że nauczyli się już „wyłączać myślenie” (a może jeszcze nie nauczyli się go „włączać”?).
    Najdziwniejsze jednak jest to, że traktują mnie jak jakiegoś ciężkiego idiotę, który przeglądając prace zupełnie nie myśli. I nie reaguje na dwie kartki z identyczną zawartością:

    • odpowiedź na pytanie pierwsze
    • odpowiedź na pytanie drugie
    • dalszy ciąg odpowiedzi na pytanie pierwsze
  • Zawartość identyczna, „układ graficzny” stron identyczny. (Podaję numery albumów niech wiedzą jak tu dotrą: 1655xy i 1643vw).
  • A kopiowanie wszystkiego (ze ściągi, od lokalnego „guru”, a może nawet używają już komórek do szukania informacji w Internecie) jak leci, bez zmiany słowa, bez przetrawienia powoduje, że spotkanie niepowtarzalnych bzdur traktuję jako przejaw indywidualizmu, żeby nie powiedzieć geniuszu. . .

Technologie Informacyjne

Dopadło mnie. I to w postaci wykładu na 700 osób. Podzielonych, co prawda na trzy potoki, ale zawsze.
I to z Technologii Informacyjnych, które to (Technologie) wedle oficjalnych wytycznych mają dać wiedzę na poziomie tak zwanego „komputerowego prawa jazdy”. Ciekawe po co to komu?
Trzykrotne (w każdym tygodniu) powtarzanie tego samego powoduje że czuję się jak w nieprzerwanym déjà vu. Nigdy nie wiem co już mówiłem, nie wiem które dowcipy już opowiedziałem, drugi wykład trwa krócej niż ten pierwszy, a trzeci najkrócej. . .
Najgorsze est to, że nie da się takiego wykładu rozliczyć na „zal” w indeksie, a myśl o wypełnianiu indeksów przyprawia mnie o ból głowy. Całe ferie zimowe to za mało (Przerwa międzysemestralna obejmuje 5 dni roboczych i trwa od 14 II 2008 r. do 20 II 2008 r.)
A skoro trzeba wystawić stopień to musi być kolokwium. No, kolokwium to duże słowo. Będzie klasówka.

Web 2.0

Ogromną karierę robi dziś określenie Web 2.0…

Właściwie nie bardzo wiadomo o co chodzi. HTML (i serwery WWW) istnieją już od ponad dziesięciu lat. Tak dziś jak i w roku 1990+ każdy mógł utworzyć stronę WWW. No, może w roku 94 potrzebny był nieco większy zasób wiedzy. Fakt — i o serwer WWW było nieco trudniej.

Dopiero dziś „rozpanoszyły” się narzędzia znacznie ułatwiające dostarczanie zawartości (contentu) do Internetu. Nie wiem czy z pożytkiem, ale tak jest…

Załączony filmik objaśnia to wszystko raz jeszcze w całkiem atrakcyjnej formie.

Swoją drogą YouTube to jeden z fenomenów Web 2.0. Ale o tym kiedy indziej.

Read-Write Internet…

Bardzo, bardzo dawno temu (a tak dawno, że właściwie ani nie pamiętam kiedy, ani gdzie, ani nie mam pewności czy to się wydarzyło) wyraziłem opinię, że Internet daje wszystkim niespotykaną możliwość „zaprezentowania się”.

Zaprezentowania się w tym sensie, że każdy będzie mógł — jeżeli tylko zechce — zaprezentować swoje myśli, poglądy, emocje szerokiemu gronu odbiorców.

W wieku XX, kiedy wyrażałem te myśli, było to trudne o tyle, że zawsze gdzieś trzeba było przekonać do swojego pomysłu jakiegoś „wydawcę”. Ten zaś myślał głównie w kategoriach swoich zysków. Czasami (wcześniej) nakładała się na to jeszcze cenzura.

Internet i technologia WWW (World Wide Web) dawała już wtedy (w latach 90tych) każdemu szansę „zaistnienia”. Niestety konieczność uczenia się trudnej sztuki tworzenia stron WWW stanowiła pewną przeszkodę.

Dziś, kilka ładnych lat później, jest już łatwiej. Owocuje to w bardzo różny sposób: od milionów blogów aż po tysiące remiksów stanowiących swoistą formę ekspresji poglądów.

Ostatnio znalazłem znacznie lepiej wypowiedziane podobne idee. Zrobił to Lawrence Lessig na konferencji Linuxworld 2006 w San Francisco. Warto ściągnąć 95 Mega i przez godzinę (i pięć minut) obejrzeć fascynującą co do formy i treści prezentację…

O Lessigu i jego książce Wolna Kultura wspominałem wcześniej na zakładowym seminarium. Muszę przyznać, że każda informacja na temat obowiązującego w Stanach prawa (autorskiego), DMCA oraz stosowanej praktyki (prawnej) każe mi liberalniej patrzeć na wszystkich użytkowników sieci P2P.

Wielkie korporacje wymyślają cały czas najróżniejsze sposoby utrudniania życia ludziom korzystającym z dzieł w wersji cyfrowej, kiedy to każde użycie związane jest ze sporządzeniem kopii.

Pojawiły się pomysły sprzedaży książek „na strony” albo „na rozdziały” (płacisz tylko za tyle, ile przeczytasz; jak książka ci sie nie podoba — nie ponosisz już większych kosztów).

Taką sytuację Lessig określił jak „Read only culture” (kultura tylko do odczytu): sugerując, że rola „zwykłego użytkownika” sprowadza się jedynie do konsumpcji (i — oczywiście — ponoszenia opłat).

Burzliwy rozwój Internetu stworzył sytuację nową: powstają szanse, żeby poza dotychczasowymi kanałami dystrybucji i poza kontrolą ich wydawców‘docierać do istotnych grup odbiorców. Każdy Autor sam może decydować co wydaje, do jakich odbiorców kieruje swoją twórczość oraz na jakich warunkach ją rozpowszechnia.

Serwisy takie jak YouTube czy flickr odnoszą ogromne sukcesy.

Czy rzeczywiście coś się zmieni?

Co może Rektor

Tak przy okazji wyborów i narzekań na traktowanie petentów w różnych miejscach Uczelni przypomniał mi się stary, krążący po Internecie dowcip. Pozwalam sobie załączyć:

Rektor
Przeskakuje najwyższe budynki za jednym zamachem
Jest silniejszy od lokomotywy
Jest szybszy od pocisku
Chodzi po wodzie
Rozmawia z Bogiem

Prorektor
Przeskakuje niskie budynki za jednym zamachem
Jest silniejszy od lokomotywy parowej
Czasami dogania pocisk
Chodzi po wodzie gdy morze jest spokojne
Rozmawia z Bogiem, jeżeli otrzyma specjalne pozwolenie

Dziekan
Przeskakuje niskie budynki z rozbiegu i o tyczce
Jest prawie tak silny jak lokomotywa parowa
Potrafi strzelać z pistoletu
Chodzi po wodzie na krytym basenie
Czasami Bóg zwraca się do niego

Prodziekan
Ledwo przeskakuje budkę portiera
Przegrywa z lokomotywa
Czasami może trzymać bron bez obawy o samookaleczenie
Bardzo dobrze pływa
Rozmawia ze zwierzętami

Profesor
Odbija się na ścianach próbując przeskoczyć jakikolwiek budynek
Może zostać przejechany przez lokomotywę
Nie dostaje amunicji
Pływa pieskiem
Mówi do ścian

Doktor
Wbiega do budynków
Rozpoznaje lokomotywę dwa na trzy razy
Moczy się pistoletem na wodę
Utrzymuje się na wodzie tylko dzięki kamizelce ratowniczej
Bełkocze do siebie

Pani z Dziekanatu
Podnosi budynki i przechodzi pod nimi
Zwala lokomotywę z torów
Łapie pocisk zębami i go rozgryza
Zamraża wodę jednym spojrzeniem
Jest Bogiem

Statystyki, Statystyki…

Firma Gemius to krajowy potentat w zbieraniu statystyk ,,oglądalności” stron WWW. Można je oglądać pod adresem http://audyt.gemius.pl/.

Niestety, ,,szczegółowe wyniki badań” dotyczą tylko liderów: pierwszych 20 miejsc… Jakiś czas temu ,,wyciekły” ze stron Gemiusa statystyki bardziej szczegółowe.

Czemu o tym piszę – otóż pojawiają sie na nich informacje dotyczące Politechniki Wrocławskiej. W kategorii ,,100 witryn o największym udziale czasu w czerwcu 2006” znajduje się na miejscu 79. Dodać trzeba, że z ,,konkurencji” w spisie tym występuje jedynie Uniwersytet Śląski (na miejscu 67).

W kategorii ,,100 witryn o największej liczbie odsłon w czerwcu 2006” jesteśmy na miejscu 73, a jedyna konkurencja to Uniwersytet Warszawskie (84) i Uniwersytet Śląski (91).

Nie występujemy, niestety, w kategorii ,,100 witryn o największym zasięgu w czerwcu 2006” — tu Uniwersytet Warszawski jest 65, a AGH 90… Jesteśmy gdzieś na dalszym miejscu z zasięgiem około 3,14%

Nie muszę dodawać, że dane są dalece nieoficjalne choć pochodzą z badań Megapanel PBI/Gemius z czerwca 2006.

Terroryści…

Właściwie sprawa jest bardyo poważna – mam na myśli ostatnie wydarzenia w Londynie i ogólnoświatowe zamieszanie na lotniskach. Szczęśliwie udało się uniknąć najgorszego, ale wszyscy korzystający z samolotów problemy odczuwać będą dlugo. Bardzo dlugo.

Najlepszy komentarz do tego wydarzenia dotarł w postaci krótkiego, ironicznego komiksu zamieszczonego na stronach portalu Wondermark.

Inne interesujące informacje można znaleźć w opublikowanzm właśnie na stronach NBC artykule.

Gadżety…

Świat pełen jest wynalazków, które bardziej zadziwiają niż są pożyteczne. I już zdążyłem się do tego przyzwyczaić. Ale czasami pojawia się coś takiego, co wzbudza zainteresowanie lub zadziwienie. Dziś kilka takich:

Pierwszy z dziedziny nowych technologii. Latarka zasilana ogniwem paliwowym. Energii starcza na 24 godziny świecenia, a żeby ogniwo ,,naładować” trzeba kilka minut. (Oczywiście ładowanie, w tym wypadku, oznacza napełnianie wodorem.) I można wylecieć w powiereze jak nie przestrzega się procedury.

Drugi wynalazek, który z pewnych względów mnie zinteresował to magiczne urządzenie pozwalające schłodzić puszkę piwa o kilkanaście stopni (około 17) i to w trzy minuty. Wykorzystuje pompę cieplną. I (ponoć) jest przyjazne środowisku. Tylko skąd brać czipsy?

Ostatni wynalazek to z tych praktycznych inaczej. Otóż żeby zachować higienę w toalecie wymyślono pisuar wyposażony w czuły na ,,dotyk” (wiadomo czego) ekran. Podczas odbywania czynności fizjologicznej użytkownicy mają okazję rozegrać prostą gierkę. Pozwala to sikającemu skupić uwagę… Ogromny postęp w porównaniu do plastikowych much, które widziałem w przydrożnych (autobahn mam na myśli) toaletach.

Fantastycznie jest być facetem!