Archiwum kategorii: Starocie

Filmiki

Potrafimy ,,zwolnić tempo” obserwowanych zjawisk!

Kupiliśmy sobie aparat fotograficzny Casio EX FX1.

Pozwala on na kręcenie filmików (w rozdzielczości  96×336 pikseli ale za to z szybkością 1200 klatek na sekundę).

Poniżej przykład takiego filmiku:

Sekwencja trwa 6 sekund i składa się z 180 klatek (30 klatek na sekundę). W rzeczywistości zjawisko trwało 0,15 sekundy.

Kolejny filmi to proces gaszenia zapalniczki. Tu trwa 4 sekundy, składa się ze 120 klatek, a w rzeczywistości trwa 0,1 sekundy (100 milisekund!)

Tłukąca się bombka na stronie Instytutu również została tak nakręcona. Film trwa 20 sekund (a w rzeczywistości 500 milisekund). Niestety, nie mogę napisać, że podczas tego filmu żadna bombka nie została skrzywdzona…

Serowiec…

Już mamy piąty tydzień nowego, 2008/2009, roku akademickiego. Tym razem przychodzi mi pracować w tak zwanym „serowcu” (zwanym też dziurawcem) czyli budynku C-13 wyposażonym (z jednej strony) w sporo dziurek w ścianie.

Gdy przed laty odwiedzałem jakiś (niemiecki) Uniwersytet dostałem pakiet materiałów informacyjnych, gdzie, oprócz dokładnych informacji na temat studentów (co do sztuki, według stanu na dzień…) znajdowała się informacja o liczbie sal wykładowych o więcej niż 100 miejscach. (Tak na marginesie, materiały informacyjne zawierają też dokładną informację o ilości zużytej energii, kosztach ogrzewania czy podstawowe informacje na temat finansów uczelni.)

Jak się wydaje, budowa Centrum Studenckiego (budynek C-13) miała jako jeden z celów zwiększenie liczby dużych sal wykładowych. I w takich salach mam przyjemność właśnie pracować.

Dobrze, że powstały.

Dobrze, że prawie wszędzie jest dostęp do internetu (bezprzewodowego). Ale to prawie robi różnice: nie w każdej sali można na to liczyć…

Sale wyposażone są w komputer, rzutnik, ekran, aparaturę audiowizualną. Miło, że sterowanie jest ujednolicone, ale nie rozumiem czemu projektory są różne (o różnej rozdzielczości, na przykład).

Niestety parę rzeczy nie zadziałało. Gdy mam dwa wykłady, jeden za drugim — muszę zmieniać salę. I jak widzę również inni wykładowcy znaczną część przerwy spędzają na wyłączaniu aparatury, zamykaniu sali i przekazywaniu kluczy, O ile prościej byłoby prowadzić zajęcia w jednej sali?

Projektory wymagają przeprowadzania przeglądów (filtr co 100 godzin, żarówka…). Ktoś powinien robić te przeglądy, zerować odpowiednie liczniki i utrzymywać sprzęt w dobrym stanie. Teraz sytuacja jest taka, że po włączeniu projektor wyświetla na przykłąd informację, że trzeba wyczyścić filtr, a po jakimś czasie się wyłącza. Nie sposób w takich warunkach prowadzić zajęć. A najgorsze jest to, że po zgłoszeniu problemu, w kolejnym tygodniu jest dokładnie tak samo: okazuje się, że wcale tych przeglądów nie trzeba robić.

Szczególnie nieprzyjemny był jakoś tak drugi tydzień, gdy prawie wszystko przestawało działać (na przykład nie dało się podeść ekranu, projektor nie działał, ale zajęcia trzeba było poprowadzić (korzystając ze skrawka tablicy i machania rękami).

Nawet tak banalna sprawa jak toalety, jest problemem logistycznym przekraczającym możliwości organizacyjne uczelni, która w różnych rankingach utrzymuje się w pierwszej piątce uczelni polskich. Jak już chciałem umyć ręce ubabrane kredą, na cztery umywalki „działały” (miały wodę) dwie. W związku z tym te dwie suche miały mydło, a pozostałe dwie — nie. Na dwie suszarki do rąk działała jedna, umiejscowiona w taki sposób, że osoba korzystająca z niej skutecznie blokowała przejście do dalszych pomieszczeń: drzwi nie dało się otworzyć. Ale mówiąc szczerze każda sala ma zaplecze z umywalką.

Koledzy mówią mi, że nie powinienem narzekać, bo teraz jest chłodno. Latem w wielu pomieszczeniach jest tak gorąco, że wytrzymać nie można.

Awaria

Szanowni Państwo

Awaria zasilania się skończyła. Niestety uszkodzeniu uległ najistotniejszy element naszej sieci: switch łączący i Instytut i Wydział z resztą Internetu.

Dzięki wysiłkowi Przemka Wiewiórskiego udało się prowizorycznie go uruchomić. Biorąc jednak pod uwagę, że przed nami:

  1. kolejne wyłączenie prądu (w nocy z czwartku, 10 na piątek 11 lipca) i kolejne możliwe awarie
  2. ostateczna naprawa lub wymiana switcha

należy spodziewać się kolejnych dłuższych lub krótszych przerw w funkcjonowaniu sieci i dostępie do poczty elektronicznej.


A poniżej mój prywatny opis wydarzeń

Mieliśmy awarię. Zasilania. W piątek, 4 lipca, około godziny 12 niespodziewanie „zniknął” prąd. W pierwszej chwili, oczywiście, nikt nic nie wiedział. I wszyscy się dziwili, bo nieco wcześniej zapowiedziano planowe wyłączenie prądu, ale tydzień później: w nocy z 10 na 11 lipca.

UPSy wytrzymały około pół godziny, okazało się, że w jednym umarłą bateria — i UPS nie wstanie już. I tyle.

eBIP, słowami zastępcy Kanclerza, w komunikacie potwierdzał jedynie fakt awarii nie precyzując (czy może raczej optymistycznie szacując czas jej trwania) kiedy się skończy (i potwierdzając planowe wyłączenie zapowiedziane na czwartek, 10 lipca).

Napięcie pojawiło się ponownie w czwartek, 10 lipca, ale okazało się, że zasilacz jednego z urządzeń nie przeżył. Pech chciał, że był to główny switcz (Catalyst 2900 XL) łączący nas (Instytut i Wydział i może kogoś jeszcze) z resztą świata. Bywa. Spodziewałem się większych strat.

Obdzwoniłem szefów od sieci Wydziałowej, Uczelnianej i Wrocławskiej — wszyscy wyrazili zainteresowani i obiecali wszelką możliwą pomoc i zabraliśmy się (to znaczy zabrał się nasz elektronik — Przemek Wiewiórski) za „naprawę” zasilacza. Czy może dokładniej za podłączenie jakiegoś innego zasilacza żeby słicz zaskoczył.

Przemek przy pracy

Dziękując Przemkowi i wszystkim którzy mogąc pomóc zechcieli taką pomoc zrealizować oczekuję z dziwnym spokojem na kolejne wyłączenie. Ciekawe, który zasilacz teraz odejdzie do krainy „wiecznych łowów”?W końcu się udało, choć pierwszy (wyciągnięty z jakiegoś Jabłka) nie potrafił wygenerować na wyjściu 5V. Drugi, z PCta, radę już dał. No to udało się nam zbudować „lepiankę” która nie dość, że działa, to jeszcze — jak każda prowizorka — ma szansę na długie trwanie.

Największa satysfakcja to jest wtedy kiedy się zda egzamin nic nie umiejąc

Sesja dobiega końca więc teraz będą wspomnienia.

Tytuł wpisu podsłuchany podczas obiadu Mc Falafel-u (w sesji rozkwicie). Nie, że jakoś mnie to zbulwersowało.

A wcześniej to usłyszałem pytanie takie: „To co w końcu dostałem? Bo muszę sobie deficyt punktów zaplanować…”

Powyższe właściwie też nie. Ale bardzo dobrze opisuje sposób studiowania.

Biodegradowalne zakupy

Byłem na zakupach. Nic nadzwyczajnego, ale miło wiedzieć, że handlowcy dobrze wiedzą co w trawie piszczy. Okazuje się usłyszeli już, że torby plastikowe są be.

Żeby też być człowiekiem proekologicznym — zakupy zapakowałem w piękną, brązową torbę papierową i jak na jakim amerykańskim filmie objąłem ją dwoma ręcami i zatargałem do samochodu, a później do domu.

Już nawet nie pamiętam co kupiłem, ale torba ciągle gdzieś pod nogami leży: zastanawiam się do czego ją teraz wykorzystać, żeby bezmyślnie nie wywalać do śmieci. Niby biodegradowalna, ale… Jak chwilę z niej pokorzystam to lasy też trochę zdążą podrosnąć!

I w tym optymistycznym nastroju torbę dokładnie obejrzałem. Na jej dnie logo producenta (umieszczam na załączonym obrazku) i napisane jest Made in USA!

torba

I już przestałem być taki radosny: jakie to lobby „proekologicznych” idiotów namawia nas do stosowania toreb papierowych, których sami nie potrafimy wyprodukować i jeszcze musimy sprowadzać je z Ameryki!?

Niby złotówka mocna… Może torby zrobione w Chinach? I tylko ciągle jeszcze idą ze złym logo? A gdzie jest nasz proinnowacyjny Mały i Średni Przemysł i czemu nie może nic takiego zrobić?

Ale jak już torbę mam to chciałem czegoś się dowiedzieć o ich producencie. Największa wyszukiwarka pozwoliła coś znaleźć. Rzecz w tym, że znaleziona informacja to raport o zanieczyszczeniach emitowanych przez różne firmy z miasteczka Elizabeth w stanie New Jersey. Firma Duro, może nie jest największym emitentem zanieczyszczeń, ale zawsze… ironia losu

Reforma nauki okiem szympansa

Po internecie zaczyna krążyć taki oto dowcip:

Umieść 5 szympansów w jednym pokoju. Zawieś banana przy suficie i ustaw drabinę tak by umożliwiała dotarcie do banana. Zainstaluj system, który będzie wlewał lodowatą wodę w całym pomieszczeniu, gdy tylko któryś z szympansów zacznie wspinać się po drabinie. Szympansy szybko nauczą się, że nie należy wdrapywać się na drabinę.
Po jakimś czasie wyłącz system „zlewania lodowata wodą”.
Teraz zastąp jednego z szympansów nowym. Ten ostatni wejdzie po drabinie i nie wiedząc czemu dostanie lanie od pozostałych.
Następnie zastąp jeszcze jednego ze starych szympansów nowym. Ten też dostanie lanie i to szympans nr. 6 (ten, który był przed nim wprowadzony) będzie bił najmocniej.
Kontynuuj wymianę starych szympansów na nowych, aż będą sami nowi. Zauważysz, że żaden z nich nie będzie się starał wchodzić na drabinę, jeżeli trafi się jeden, który o tym choćby pomyśli, to na pewno dostanie lanie od pozostałych. Najgorsze jest to, że żaden z nich nie wie dlaczego.

Tak właśnie wykuwa się kultura korporacyjna nauki. Teraz, gdy znany jest mechanizm procesu, zrozumiałym jest dlaczego przyśpiesza się wymianę „dinozaurów” na młodych, dynamicznych, dlaczego nie dostajesz bananów i dlaczego wielu twoich współpracowników chętnie ci przyleje…

A pytanie jest takie: Czemu naukowcy zachowują się jak szympansy?

Wrocław Information Technology Initiative

Dostałem właśnie list informujący o powołaniu Wrocławskiej Inicjatywy Informatycznej (Wrocław Information Technology Initiative). Cele inicjatywy są szczytne:

  • organizację wykładów popularyzatorskich z dziedziny informatyki i teleinformatyki
  • program visiting professors, który pozwoli na włączenie światowych autorytetów z dziedziny informatyki i teleinformatyki w kształcenie kadr naukowych wrocławskiego środowiska akademickiego.

Jest też odnośna strona WWW.
Właściwie wszystko jest piękne. Ale ja będę narzekał.
Najśmieszniejsze jest to, że wizytujący nas profesor musi podpisać kontrakt z Politechniką Wrocławską (wszystkie dokumenty są tu). Nie muszę dodawać, że kontrakt jest po polsku, ale żeby zaproszony nie był zagubiony to miejsca które musi wypełnić są zakreślone na żółto!
Dodatkowo, po wygłoszeniu wykładów, musi przedstawić rachunek. Rachunek też jest (oczywiście) po polsku, bo o ile studentom to możemy, a nawet powinniśmy wykładać po angielsku, to do kwestury trzeba już z szacunkiem: po polsku.

Przecież można by przygotować jakąś magiczną aplikację informatyczną, gdzie gość widziałby wszystkie teksty po angielsku, wypełniał wskazane pola, a wszystko magicznie byłoby drukowane już w dwu językach: po polsku i po angielsku, gdzie należałoby złożyć podpis. (O podpisie elektronicznym boję się myśleć). Ta aplikacja mogłaby być w Wordzie, Excelu albo czymkolwiek co wyprodukował Microsoft (skoro nie stać nas na nic własnego).
Obejrzałem strony WITI dokładniej i stwierdziłem, że nie są one przeznaczone dla maniaków informatyki. Próżno szukać tam gadżetów pozwalających (pół)automatycznie dodać informacje o terminach wykładów do jakiegoś kalendarza elektronicznego czy innej zaawansowanej komórki.
Nie są też przygotowywane przez jakichś tytanów informatyki, choć — o dziwo — zastosowane rozwiązanie OpenSourcowe: strony napędza Drupal a nie jakiś CL.cośtam czy inny Unity albo „PHP Portal baj ktośtam”…
Na jednej ze stron zauważyłem też streszczenie jednego z przyszłych wykładów. Tu też miłe zaskoczenie: Autor wykładu korzysta z (La)TeX! I wzory — dzięki temu — są czytelne mimo że w postaci źródłowej. Szkoda, że opiekun strony nie potrudził się, żeby zainstalować dodatki do Drupala pozwalające takie LaTeXowe wzory konwertować automatycznie do bardziej przyjaznej postaci…
No, ale tak sobie myślę, że gdybyśmy byli bardziej zaawansowani informatycznie to nas zapraszali by na wykłady. A tak, to kilku cyklach takich imprez… Kto wie.

O innowacjach

W ostatniej Wyborczej informacja o brytyjskich firmach, które przenoszą się do Polski w ślad za polakami, którzy coraz powszechniej wracają do kraju. Bo funt kiepsko stoi.

Jedną z firm, która podjęła decyzję o otwarciu filii w Polsce (w Łodzi) jest Mobica.

Szef oddziału (no, ale Polak) tak tłumaczy decyzję swojej firmy: „Angielskie firmy chcą mieć Polaków w swoich zespołach. Polski absolwent nie ma zwykle specjalistycznej wiedzy, ale doskonale radzi sobie w nowej sytuacji, wymyśla innowacyjne rozwiązania.”

Z drugiej strony European Innovation Scoreboard 2007 plasuje Polskę na jednym z ostatnich miejsc jeżeli chodzi o innowacyjność (jesteśmy na szóstym miejscu od końca).

Podstawowe pytanie zatem jest takie: jakie to lokalne warunki powoduję, że polscy inżynierowie nie potrafią wybudować na miejscu innowacyjnej gospodarki?

inno

Musimy wejść do pierwszej ligii UE

Za Jackiem Sarzuszem-Wolskim (w tygodniku Europa nr 18(213) z 2 maja 2008):

80 procent polskiej polityki zagranicznej przechodzi przez Brukselę. Kształt 60 procent naszej legislacji jest rozstrzygany nie na Wiejskiej tylko w Brukseli. Jedna piąta polskiego budżetu jest uchwalana nie na Wiejskiej lecz w Brukseli. A u nas działa się tak, jakby o tym wszystkim nie wiedziano.

Sztuczna inteligencja: nabyta czy wrodzona?

Dziś zamiast wpisu kilka odsyłaczy. Do bardzo ciekawego wpisu w serwisie/blogu Piotra VaGla Waglowskiego Czy Policja już dostała ofertę zakupu programu do walki z pedofilią? na temat ostatnich doniesień na temat oprogramowania do automatycznego wykrywania pedofilów.

Zamisat kopiować zawartość mojego komentarza idę na łątwiznę dostarczając tylko odnośnik do niego: Sztuczna inteligencja: nabyta czy wrodzona?