Rzeczywista dydaktyka…

O wirtualnej dydaktyce było wcześniej. Dziś o rzeczywistej…

Na grupie alt.pl.regionalne.wroclaw.politechnika pojawił się artykuł zatytułowany zlece rozwiazanie dwoch zadan z mechaniki 1 (pwr) pilne!

Że pilne to rozumie każdy kto przechodził koło drzwi wejściowych do 110 B1 – bo wszystko wskazuje że osoba podpisująca się jako „zado” jest naszym studentem (I rok, Wydział Mechaniczny, statyka, kratownice…)

Artykuł wyglądał jakoś tak:
From: „zado”
Subject: zlece rozwiazanie dwoch zadan z mechaniki 1 (pwr) pilne !
Date: Tue, 17 Jan 2006 21:28:49 +0100

Witam
zlece rozwiazanei dwoch zadan z mechaniki 1 (pwr wydzial mechaniczny) statyka – kratownica i układ przestrzenny. dla kogos kto siedziw tym temacie niepowinno to bc nic trudne. kwestja wynagrodzenia pozostawiam do przedyskutowania . dysponuje skanami ktore moge w kazdej chwili przeslac w celu zapoznania sie z zadaniami .
[…]

Pisowna zaczerpnięta z oryginału.

Artykuł, jak artykuł. Nie pierwszy i nie ostatni. Interesować może wątek finansowy (uczelnia państwowa, w zasadzie darmowa, a studenci zdają sobie jednak sprawe, że wiedza kosztuje.  Ale nie on jest najważniejszy. Najciekawsza jest dyskusja, która się rozwinęła później. Autor (zajęty zaliczeniami?) nie brał w niej udziału.

Obok głosów potępiających są też, oczywiście, wypowiedzi pełne zrozumienia, a nawet sugerujące, że ten potępiający to zazdrości…:
From: „Adi”
Subject: Re: zlece rozwiazanie dwoch zadan z mechaniki 1 (pwr) pilne !
Date: Fri, 20 Jan 2006 12:55:38 +0100

a ja tam popieram kto umie ten kombinuje a reszta musi się uczyć. Zapewne Witek należy do tych uczących się bo mu żal […biiip] ściska że inni moga zdać bez najmniejszego wysiłku

Dyskusja objęła programy, siatki, zagraniczne uczelnie… Szkoda, że bez szczegółów. Ale i tak warto poczytać i pomyśleć. Artykuł i wszystkie odpowiedzi dostępne w archiwum Google.

Elektroniczna (virtualna???) dydaktyka

Właściwie jest dobrze: coraz więcej sal wyposażonych w elektroniczne rzutniki, coraz łatwiej o laptopy, coraz częściej prowadzący na zajęcia przygotowują piękne prezentacje.

Tylko czy to dobrze, czy może źle?

Niby dobrze (multimedia, animacje, filmiki, bajery. . . ). Zajęcia mogą być atrakcyjne.

Z drugiej strony. . .

A było to tak: na hospitacjach (zdarza się takie coś) prowadzący zajęcia dobrze przygotowany, z prezentacją, własnym laptopem i służbowym rzutnikiem. Na dodatek miły (dla studentów) – udostępnia im swoje prezentacje.

I to właśnie (prezentacje i udostępnianie ich studentom) nie spodobało się hospitującemu.

W kontekście wszystkich tych inwestycji można zadać pytanie czemu?

Z drugiej strony, jak się zastanowić to sytuacja wygląda jakoś tak: studenci ani nie rozumieją po co muszą chodzić na takie zajęcia ani nie maja realnej możliwości wyboru zajęć. Nikt nie oczekuje od nich (ani im nie pozwala) na kształtowanie swojej drogi zawodowej już na studiach.

Cala reszta jest już prostą konsekwencją powyższego: zajęcia trzeba zaliczyć i zapomnieć jak najszybciej.

A na takim wykładzie panuje przyjemna atmosfera: lekki półmrok (żeby ekran było lepiej widać), prowadzący odstawia teatr, starając się strasznie, a cała reszta leniwie patrzy w ekran tracąc ochotę na robienie notatek (bo i tak prezentacje dostaną).

A czemu (w tym kontekście) prezentacja elektroniczna jest zła? Bo bez niej prowadzący kończy zajęcia w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku: wychodzi z sali ubabrany kredą. . .

Jeżeli teraz rozpoczniemy dyskusje o e-learningu (czyli edukacji „na odległość”) to liczba problemów rośnie.

Zacznijmy od egzaminu. Może być on przeprowadzony w formie testu prowadzonego droga elektroniczna. Sceptycy wyciągają następujące kontrargumenty:

  • nie mamy dość sal komputerowych żeby taki elektroniczny test przeprowadzić;
  • nie możemy od studenta wymagać aby w domu miał dostęp do komputera i Internetu;
  • jeżeli nawet uda się nam rozwiązać jakoś pierwsze dwa problemy – nie można pozostawić studenta „sam na sam” z testem, bo nie będziemy mieli pewności kto jest autorem odpowiedzi. . .

O możliwości dostarczania „zawartości edukacyjnej” drogą elektroniczną już nawet nie chcę myśleć – kto zagwarantuje, że trafi ona do „upoważnionej osoby”?

W sumie dosyć to wszystko przygnębiające, choć jeżeli tylko zmienić założenia. . .

  1. Student przychodzi na Uczelnie Wyższa w celu zdobywania WIEDZY, a nie dyplomu.
  2. Cały personel jest po to aby to zadanie ułatwić, a w przypadku gdy pojawiają się wątpliwości (albo student nie potrafi rozstrzygnąć co wybrać) – otrzymuje wskazówki.
  3. Studia się kończą (albo i nie) egzaminem na podstawie którego komisja decyduje czy i jaki tytuł student zdobył.

Ja wiem, ze powyższe jest nie do zrealizowania. Ale może chociaż coś się da zrobić z pierwszym punktem. . .

W przeciwnym razie cała dydaktyka (elektroniczna lub nie) nabiera charakteru wirtualnego (w najgorszym znaczeniu tego słowa – o czym było wcześniej).

Wirtualny, wirtualnego, wirtualnemu, wirtualny, wirtualnym…

Opowiadając studentom o „wirtualnym eksperymencie” raz jeszcze popatrzyłem we wszystkie będące pod ręką (czyli on-line) słowniki. Niewiele się zmienia w porównaniu z wcześniejszym badaniem  [1723456]. Ale raz jeszcze podsumowanie. Może się kiedy przyda…

  1. Wikipedia. Bardzo mnie zasmuciła. W wersji angielskiej jest tak: „In computing virtual is what does not physically exist, but is made to appear to by software” ( http://en.wikipedia.org/wiki/Virtual)

    W wersji polskiej: termin (wirtualny) nie występuje, ale występuje w wikisłowniku: https://pl.wiktionary.org/wiki/wirtualny.

  2. Słownik Wyrazów obcych PWN: przestarzały mogący zaistnieć, (teoretycznie) możliwy.
  3. Słownik wyrazów obcych Władysława Kopalińskiego (http://www.slownik-online.pl/kopalinski/80AEAE8725FCA5AF412565B3005371A1.php):(teoretycznie) możliwy, mogący zaistnieć.
  4. Portal Wiedzy Wiem: Wirtualny (z angielskiego virtual), termin-wytrych w kontekstach informatycznych. Swoją nośność zawdzięcza skrajnej wieloznaczności w języku angielskim, w którym znaczy zarówno „faktyczny”, „rzeczywisty”, jak i „pozorny”. Wirtualne w informatyce jest wszystko, co – choć nie ma odzwierciedlenia w rzeczywistości – znajduje realizację logiczną środkami programowymi i sprzętowymi. ( http://portalwiedzy.onet.pl/88000,,,,Wirtualny,haslo.html)
  5. Encyklopedia Wirtualnej Polski ( http://encyklopedia.wp.pl/) – nie występuje.
  6. Webster: „being such in essence or effect though not formally recognized or admitted” ( http://www.m-w.com/dictionary/virtual)
  7. Google (specjalna postać hasła wyszukiwawczego define virtual http://www.google.com/search?hl=en& oi=defmore&defl=en&q=define:virtual) daje kilka(naście) różnych znaczeń, z których na samym początku znajduje się „virtual(a): existing in essence or effect though not in actual fact” ale też: „Created, simulated, or carried on by means of a computer or computer network”.
  8. Dictionary.com podaje 3 znaczenia, ale to z zakresu computer science jest takie: „Created, simulated, or carried on by means of a computer or computer network” ( http://dictionary.reference.com/search?q=virtual).

Jakie z tego wnioski? Ano takie, że ciągle jeszcze wirtualny to coś niewiele lepszego niż nieprawdziwy

Literatura

[1]   Paweł Chmielarczyk, Jerzy Kaleta, Wojciech Myszka. Wirtualne sterowanie uniwersalną maszyną wytrzymałościową. Eugeniusz Rusiński, Zbigniew Ferenc, Tadeusz Lewandowski, Witold Słomski (red.), V Międzynarodowa Konferencja Naukowa Komputerowe Wspomaganie Prac Inżynierskich, strony 201–210, Wrocław, Maj 2000. Instytut Konstrukcji i Eksploatacji Maszyn Politechniki Wrocławskiej.

[2]   Łukasz Maciejewski, Wojciech Myszka. Wirtualne laboratorium mechaniki. Zmęczenie i Mechanika Pękania. Materiały XIX Sympozjum Zmęczenia Materiałów, strony 241–246, Bydgoszcz, 2002. Wydawnictwo Uczelniane Akademii Techniczno-Rolniczej.

[3]   Łukasz Maciejewski, Wojciech Myszka. Collaboratory. Wirtualne laboratorium. Paweł Fraś, Adam Pawlak, Piotr Penkala (red.), Industrial practices vs. potential of new information and communication technologies. E-Colleg Workshop on Challenges in Collaborative Engineering. CCE ’03. Proceedings., strony 109–112, Poznań, 2003. Publ. House of Poznań University of Technology. http://www.immt.pwr.wroc.pl/index.php? option=com_docman& task=docclick&I%temid=137&bid=62 &limitstart=0&limit=5.

[4]   Łukasz Maciejewski, Wojciech Myszka. Virtual platform for real mechanical experiments on-line. 20th Danubia-Adria Symposium on Experimental Methods in Solid Mechanics., strony 80–81, Budapest, 2003. Gepipari Tudomanyos Egyesulet. http://www.immt.pwr.wroc.pl/index.php? option=com_docman& task=docclick&I%temid=137&bid=63&limitstart=0&limit=5.

[5]   Łukasz Maciejewski, Wojciech Myszka. Wirtualne laboratorium mechaniki – eksperyment na odległość, współpraca badawcza i gromadzenie wiedzy. Zdzisław Bubnicki, Adam Grzech (red.), Inżynieria wiedzy i systemy ekspertowe, strony 406–411, Wrocław, 2003. Oficyna Wydaw. PWroc.

[6]   Łukasz Maciejewski, Wojciech Myszka, Mieczysław Szata. Zastosowanie wirtualnego laboratorium podczas zajęć laboratoryjnych z mechaniki – prezentacja eksperymentu na odległość. Nowe media w edukacji. Osiągnięcia pracowników Politechniki Wrocławskiej w zakresie nauczania z wykorzystaniem nowych mediów. Seminarium., Wrocław, 2005. Oficyna Wydawnicza Politechniki Wrocławskiej. http://www.immt.pwr.wroc.pl/index.php? option=com_docman& task=docclick&I%temid=137&bid=40&limitstart=0&limit=5.

[7]   Wojciech Myszka. Wirtualne laboratorium mechaniki — czy warto? 19th Symposium on Experimental Mechanics of Solids., strony 404–409, Jachranka, Październik 2000. Institute of Aeronautic and Applied Mechanics of Warsaw University of Technology.

Parking…

Ja (w zasadzie) rozumiem. Życie jest ciężkie. Zwłaszcza wszystkich posiadaczy samochodów, którzy chcą swoim pojazdem zaparkować gdzieś na kampusie Politechniki Wrocławskiej. A nie przyjadą przed 7 rano (albo po 17).

Ale czy  to nie jest przesada? Poniższe zdjęcie zrobiłem kilka dni temu…

MINOLTA DIGITAL CAMERA

 

A jeżeli ktoś ma wątpliwości – Tak, ten samochód tam parkował. Nie było kierowcy i stał tak sobie dłuższą chwilę.

W zasadzie nie wadził nikomu…

Podejmuję postanowienie fotografowania wszystkiego co mi w oczy wlezie i zrobienia galerii. Zaczątek już jest…

Strona w Internecie to nie dokument…

Jak zwykle urlop (poza Wrocławiem) jest (jak dla mnie) pretekstem do nadrabiania zaległości w: spacerach oraz lekturze gazet lub czasopism oraz książek.

O książkach nie będzie – nie potrafię napisać recenzji!

O spacerach… Nie ma o czym.

Zostały zatem gazety.

W Rzeczypospolitej z 23 sierpnia wyczytałem o pewnym przetargu, w którym została odrzucona pewna oferta na tej to podstawie, ze była niezgodna z opisem towaru na stronach internetowych (czyli WWW) firmy.

Argumentacja arbitrów idzie torem takiego rozumowania: „Dane umieszczone na stronach internetowych mogą co najwyżej pełnić funkcje ogólnej informacji. Z pewnością nie można ich uważać za dokument ani zindywidualizowana ofertę wykonawcy.” Arbiter zwrócił też uwagę, że informacje z Internetu mogą być nieaktualne…

Z tym ostatnim można się zgodzić w zupełności: informacje z Internetu zazwyczaj są nieaktualne.

Czasami producent (dystrybutor) zabezpiecza się klauzulą typu: „Niniejszy/a … nie stanowi oferty handlowej w świetle przepisów kodeksu cywilnego” albo że „podane parametry mogą ulec zmianie”.

Niby tak. Ostatnia klauzula (o zmianie parametrów) ma swój sens zwłaszcza w przypadku materiałów drukowanych: druk nowych folderów czy ulotek jest i czasochłonny i kosztowny. Ale w przypadku materiałów elektronicznych? Nie powinno być wątpliwości: nieaktualne dokumenty elektroniczne to żaden powód do chwały zwłaszcza dla firmy z szeroko rozumianego sektora IT (a tego dotyczył przetarg). Dla mnie nieaktualność danych dyskwalifikuje firmę informatyczna…

Z drugiej strony na sprawę patrząc obowiązują u nas przepisy nakazujące rożnym instytucjom publicznym tworzenie BIPów. Maja one zawierać rożne informacje na temat podstaw funkcjonowania instytucji. Ciekawe, czy rozumowanie arbitrów Urzędu Zamówień Publicznych można przenieść I na BIPy? Pozwoli to na umieszczanie tam czegokolwiek i uczyni je bezużytecznymi.

Koniec świata…

Oglądanie stron WWW (nawet bardzo szacownych instytucji) może czasami przyprawić o dosyć dziwne doznania.

Otóż na stronach Ministerstwa Naukii i Informatyzacji umieszczone jest „kalendarium” gdzie pojawiają się informacje o różnych ważnych wydarzeniach z historii nauki i techniki. Zaglądając tam 6 września (2005), około godziny 9 napotkałem na intrygującą informację, z której wynika że 5765 lat temu, 6 września 3761 p.n.e. powstał świat…

mniisnap

Jak to w Polsce: Autentyk z Dworca Centralnego

Ponoć autentyczne (na odpowiedzialność Irka 🙂

Miejsce akcji:
Dworzec Centralny w Warszawie w kasach MIĘDZYNARODOWYCH.
Bohaterowie:
Kasjerki 1, 2; turystka i jej maż (oboje „z Ameryki”), jakiś facet za nimi.

Podchodzi turystka do kasy.
– Hello, when does the next train to Moscow leave?
Kasjerka 1: – Słucham?
– When does the next train to Moscow leave?
– Proszę głosniej bo nie rozumiem.
– Excuse me?
– A, pani Angielka… Zośka, zawołaj Krysię,ona chyba zna angielski….
(przypominamy: kasa MIEDZYNARODOWA).
Zośka: – Nie ma Krysi, poszła na papierosa.
– No to Baśka, ona chyba po niemiecku zna…
– Dzisiaj nie pracuje.
– No to chodź tu sama, bo nie rozumiem co klientka chce…
– Dobra, idę.
Zoska: – Słucham?
Turystka: – One ticket to Moscow, please.
– Do Moskwy? Da, pożałujsta. A w kotoryj czas?
– Excuse me?
– Nu davajte, sleduszcij pojezd idet v vosiem czasov. Hotite biliet pokupit?
Turystka do męża: oh my god. I dont understand her…
Jakis facet za nimi: – Excuse me. Could I help you with this?
– Yes, please, thank you.
Facet: – Przepraszam, o której najbliższy pociag Moskwy?
– A pan co chciał? Kolejka jest!

Ogień z wody

Co to się porobiło…

Na fali fascynacji energią z wodoru, aby promować(??) tego typu rozwiązania firma Hit&Glo wymyśliła ,,lampkę na wodę” nazwaną Aqueon. Jak to działa?

Do zbiorniczka należy nalać trochę wody (najlepiej destylowanej), urządzenie podłączyć do prądu… i cieszyć się ogniem!

Zasadnicza częśc wodoru powstającego w procesie elektrolizy ulega spalaniu (do czego używana jest część tlenu powstającego jako efekt uboczny). Niewykorzystane resztki gazu rozpraszane są w otoczeniu lampki, podobnie jak produkt spalania – para wodna.

aqueonGadżetowi nadano kształt futurystycznej  świeczki…

O praktycznych pożytkach z Internetu. I o wszelkich trudnościach…

Zastrzeżenie: wszystko, to oczywiście moja wina i wyciągnąłem z tego wnioski (o tym na końcu).

 

A było tak: Wybieraliśmy się do Drezna na kolejne spotkanie zatytułowane ,,Bochemian-Saxon-Silesian Mechanics Colloquim”.

Z odpowiednim wyprzedzeniem otrzymaliśmy program spotkania (email zawierający wyłącznie ogromniasty załącznik w PDFie gdzie napisane było wszystko: co, jak, gdzie i kiedy.

Gdy doszło do uzgadniania szczegółów (miejsce noclegu) – organizatorzy stanęli na wysokości zadania: zakwaterowali nas w całkiem sympatycznym i bardzo tanim hoteliku z bardzo dobrym dojazdem z autostrady.

Dodam jeszcze, że do kolejnego e-maila załączony był całkiem spory (tak ze cztery Mega) skan planu Drezna, gdzie sporą kropką zaznaczony był hotel.

Moim zadaniem było opracowanie ,,wsparcie logistycznego” – czyli wytyczenie tras. Do zadania zabrałem się dosyć energicznie gdyż Niemcy to cywilizowany kraj i popularne serwisy mapowe zawierają bardzo szczegółowe plany miejscowości. Ja skorzystałem z ViaMichelin. Trzeba tylko podać dokładny adres skąd jedziemy (hotel i czarna kropka) i dokąd jedziemy.

Tu zatrzymałem się na chwilę, a ponieważ nie chciało mi się szukać pierwszego mejla i czekać aż otworzy się Acrobat Reader (po upgrejdzie z wersji 4 do wersji 6 – czyli o 50% czas uruchamiania na moim laptopie zwiększył się dwukrotnie czyli o jakieś 100% – niezły zysk, prawda :-).

Obejrzałem więc dokładnie skan mapy i znalazłem drugą czarną kropkę!

Zrozumiałem, że jest to delikatna wskazówka organizatorów o miejscu naszego spotkania. I dalej już poszło dobrze.

Na miejscu okazało się, że wszystkie wskazówki serwisu mapowego się sprawdziły: bez problemów dojechaliśmy do hotelu, a później bardzo łatwo ,,od kropki do kropki”.

Gorzej z tą drugą kropką… Okazało się, że wskazuje ona na budynek – w sympatycznej dzielnicy obok ZOO, który od kilku lat czeka już na kupca.

A ponieważ Niemcy to cywilizowany kraj – zaczęliśmy szukać dostępu do Internetu. Dostęp radiowy znalazł się szybko, ale jeszcze szybciej się okazało, że nie jest on publiczny. A ponieważ kraj jest cywilizowany, jak wspominałem – udaliśmy się na najbliższą stację benzynową (,,tuż za rogiem”), spytaliśmy o Internet, a obsługa niedbałym ruchem ręki wskazała na terminal (dostęp płatny, ale…)

Nasz rewelacyjny system poczty elektronicznej (przypominam dostęp z konwencjonalnych programów pocztowych, ale też z przeglądarki WWW) sprawdził się i po chwili przeglądaliśmy pocztę. I tu porażka na całej linii: tak popularny format jak PDF nie mógł być (bo terminal nie był wyposażony w nic co by mogło PDFy czytać) odczytany…

No ale wszyscy żyjemy w krajach cywilizowanych: komórka, telefon (do Łukasza), szybkie ,,włamanie” na konto (tu pomińmy czyje 🙂 i SMS zwrotny z adresem spotkania.

Jakie z tego płyną wnioski (na początku było, że jakieś wnioski będą):

  1. Należy bardzo dokładnie czytać całą przychodzącą korespondencję nie unikając zagłębiania się w wielgachne załącznik. To wniosek dla wszystkich czytających.
  2. Jest też i wniosek dla wszystkich wysyłających pocztę: Jak najwięcej informacji umieszczajcie w ,,zwykłym formacie tekstowym”! Załączniki tylko wtedy gdy absolutnie niezbędne (ten skan mapa był bardzo na miejscu, tyle tylko, że zawierał pewne informacje — nazwijmy je ,,nadmiarowe”). A absolutnie niezbędne to takie, kiedy baaardzo nam zależy na zachowaniu formy graficznej.
  3. Ostatni wniosek jest też taki, że jesteśmy krajem bardzo zacofanym – u nas nie będzie tak łatwo z dostępem do Internetu ze zwykłej stacji benzynowej. Co gorsza można się też przekonać, że nie mamy też sensownych planów miast dostępnych on-line. Wystarczy znaleźć w serwisie mapowy jakieś nadgraniczne miasto (na przykład Zgorzelec i stopniowo zwiększać szczegółowość mapy. Bardzo szybko będzie widać różnice w liczbie szczegółów po ,,tej” i ,,tamtej” stronie.